Ateny – stolica Grecji, starożytne miasto, kolebka cywilizacji. O Atenach nie raz słyszeliśmy na lekcjach historii. Na studiach „wałkowałam” starożytne Ateny przez kilka miesięcy. Podróż do stolicy Grecji marzyła mi się już wtedy. Jako przyszły architekt, chciałam zobaczyć, o co całe to zamieszanie.

Spis treści:
Nie takie Ateny idealne, jak mogłoby się wydawać.
Na krótko przed wyjazdem, zaczęłam oglądać filmy na temat współczesnej stolicy Grecji, czytać reportaże z Aten i…trochę się zdziwiłam. Jedni byli oczarowani tym miastem, ale znaczna większość, jednak się rozczarowała. Wybierając Ateny, jako kierunek kolejnej wyprawy, spodziewałam się miasta, z mnóstwem starożytnych zabytków, wymuskanego i doskonałego, mając w pamięci europejskie stolice, które udało mi się już odwiedzić. Wszystko wskazywało jednak na to, że nie jest tak idealnie, jak mogłoby się wydawać. Choć z drugiej strony – czy musi być idealnie? Czy to właśnie nie ta niedoskonała natura, czyni Grecję, krajem tak przyjemnym i dostępnym? Czy brak perfekcjonizmu nie jest czasem cechą charakterystyczną dla Hellady?


Język grecki jest przyjemny dla ucha, a Grecy mili i przyjaźni.
O języku greckim miałam już wcześniej jakieś wyobrażenie. W ubiegłym roku, spędziłam na Krecie dwa wspaniałe, słoneczne tygodnie. Język ten jest przyjemny dla ucha, płynny i melodyjny. Podoba mi się, choć potrafię powiedzieć po grecku zaledwie kilka słów. Grecy są mili, przyjaźni i towarzyscy. Mają ładną, ciemną karnację i sporo wewnętrznej radości i spokoju.

W Atenach mieszka 1/3 całego greckiego społeczeństwa.
Największym zaskoczeniem był dla mnie ogrom miasta i zabudowań. W Atenach mieszka około 4 miliony ludzi, co daje 1/3 wszystkich mieszkańców Grecji! Gdy przeczytałam o tym, na katowickim lotnisku, jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Widząc jednak miasto z góry, pożegnałam wszelkie wątpliwości.

W Atenach jest tłoczno. Nawet w marcu.
W Atenach jest tłoczno. Setki tysięcy ludzi przepływają przez deptak, w pobliżu Akropolu. Ludzi, którzy trzymają w rękach smartfony, precle i pitę. Ludzi, spacerujących głównymi ścieżkami, co jakiś czas spoglądających na zabytki, najczęściej wpatrujących się w nie, przez pryzmat ekranu swojego telefonu.

Dysonans pomiędzy wymuskanymi i zadbanymi starożytnymi zabytkami a street artem.
Zabiorę Was w podróż, którą rozpoczniemy u stóp Akropolu…
Spoglądając z oddali na Partenon i inne starożytne budowle, zdaję sobie sprawę, że stoją tu już ponad 2,5 tysiąca lat. Robi to na mnie ogromne wrażenie i dziwi mnie, że ktoś może tego nie doceniać. Przechadzam się głównym deptakiem, spotykam kelnerów, którzy zaczepiają mnie i zapraszają na grecki posiłek. Widzę ciemnoskórych handlarzy, sprzedających plecione bransoletki, torebki i buty, żebrzące matki z dziećmi, przydrożnych artystów i kobiety, wręczające róże, niejako za „free”. Bransoletka w kolorach reggae „Peace and Love” wróciła ze mną do Polski. Jedno trzeba im przyznać – mają siłę perswazji.

Nim się obejrzę, wchodzę w wąskie uliczki Plaki. Jest tu cała masa sklepów z pamiątkami, które są do siebie bardzo podobne. Co chwilę mijam restauracje, lodziarnie i sklepy, z wygórowanymi cenami, jak przystało na centrum europejskiej stolicy. Pomimo tłoku i tak jest pięknie, czasem nawet nie przeszkadzają mi tłumy turystów. Nim się obejrzę, jestem już się na placu Syntagma, którego zwieńczeniem jest parlament, górujący nad miastem. To tutaj zaczęłam swoją przygodę z centralną częścią Aten (do tego placu dojeżdża metro i autobus z lotniska).

Z placu Syntagma, wchodzę na szeroki deptak Ermou, przy którym kwitną interesy. Mijam ludzi ze wszystkich zakątków świata, sklepy, butiki i małe knajpki, aż dochodzę do Placu Monastiraki.

Podążam dalej ulicą Ermou, która w tej części jest już oddana do użytku samochodom. Wzdłuż niej, uliczni handlarze oferują, wydaje się, wszystkie zbędne rzeczy, które mają w domu. Zaczynając od ubrań, butów, przez elektronikę, aż po łapacze kurzu. Ta część miasta jest inna, bardziej zaniedbana i „swojska”. Tak jakby Plac Monastiraki był swego rodzaju granicą. Kieruję się do dzielnicy Psyrii. Widzę więcej młodych osób, prowadzących zagorzałe rozmowy, więcej Greków, a mniej Azjatów i dostojnych cudzoziemców.

Wchodzę wgłąb uliczek Psyrii i im bliżej dzielnicy Metaxourgeio, tym bardziej widzę Ateny, które stoją w kontraście do starożytnych Aten, oglądanych na zdjęciach i pocztówkach. Graffiti, street art, speluny i niewyjaśnione napięcie, które wisi w powietrzu. Brak turystów, opustoszałe uliczki. Nie mam odwagi, by wyjąć aparat czy telefon. Dalej jest jeszcze Plac Omonia, ale postanawiam zawrócić. Chyba zbyt wiele naczytałam się o nim przed wyjazdem.
Czy warto pojechać do Aten?
Moja odpowiedź nie będzie zbyt obiektywna, bo uważam, że do większość miejsc warto pojechać, by je poznać i wyrobić sobie własne zdanie na ich temat. Z Atenami jest podobnie, choć za podróżą do stolicy Grecji, przemawia dodatkowo fakt, że to tam wszystko się zaczęło. To kolebka cywilizacji europejskiej i must see każdego, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się tym tematem. W tym miejscu, muszę dodać, że moim zdaniem, nie warto jechać do Aten, jeśli nie zna się kontekstu. Mając pojęcie na temat historii Aten, o wiele łatwiej, zwiedza się to miasto.

Ateny to miasto kontrastów. Z jednej strony starożytne zabytki, z drugiej street art. Zatłoczone uliczki Plaki, oddalone są kilkaset metrów od wyludnionych nieciekawych zaułków. Niedaleko luksusowych hoteli, ludzie żebrzą na ulicy. Gęste zabudowania Aten stoją w opozycji do zielonych greckich terenów, znajdujące się poza stolicą. Jedni wyjeżdżają stąd oczarowani, inni rozczarowani.

Byliście kiedyś w Atenach? Co myślicie o stolicy Grecji?
Wszystkiego podróżniczego!
Iwona